II PARTY METEORYTOWE
Polski Serwis Meteorytów

 

Ozdoba



Relacja Agnieszki Jastrzębskiej

Nieformalne sprawozdanie z nieformalnego spotkania nieformalnej sekcji PTM-u. 

            Kierowani chęcią zacieśnienia meteorytowego braterstwa krwi, postanowiliśmy pójść krok dalej niż nasi warszawscy koledzy (niczego im oczywiście nie ujmując) i zorganizować spotkanie o nieco szerszym programie, o którym teraz pragniemy opowiedzieć naszej małej społeczności. Po wstępnym zaplanowaniu miejsca i czasu spotkania nie pozostało nam nic innego jak z niecierpliwością wyczekiwać nadejścia ustalonego dnia. Ponieważ na podobne spotkanie miałam przybyć po raz pierwszy, uczynna koleżanka Agnieszka G. zaproponowała spotkanie w centrum Katowic, aby razem udać się do domu Jerzego S., zwanego dalej Jerzykiem ;). Jakież było moje (i Agnieszki również) zdziwienie, kiedy okazało się, że z Katowic kierujemy się... z powrotem w stronę mojej miejscowości :D Okazało się bowiem, że Jerzyk mieszka jakieś 6 kilometrów ode mnie, i równie dobrze na spotkanie mogłam przyjechać choćby i na rowerze (nie wspominając już o możliwości spokojnego spacerku). W drodze do domu Jerzyka w najmniej spodziewanym miejscu dołączył do nas Jarek B., zwany dalej Jarkiem ;). Pomijając resztę naszych komunikacyjnych przepraw, przejdę do głównej części spotkania naszej Wspaniałej Czwórki ;) Należy w tym miejscu przyznać, że ustalony wcześniej plan spotkania był bardzo „zgrubny”[1] i obejmował szeroko pojęte dyskusje mniej lub bardziej naukowe, oglądanie gwiazd przez teleskop Jerzyka oraz degustację nalewek. Zaczęliśmy jak u Hitchcocka, jednoosobowo przeprowadzoną degustacją „Synapsicy” – nalewki ziołowej, której receptura jest tajemnicą Jerzyka. Przepis spożywania – „weź trzy głębokie wdechy i wypij za jednym zamachem” – okazał się w tym przypadku instrukcją ratującą życie, gdyż aromatu ani mocy tego trunku nie da się ani opisać, ni z niczym porównać. Następnie ze spokojem, jak na profesjonalistów przystało, poddaliśmy dokładnej inspekcji geologiczno-meteorytowe kolekcje Jerzyka. Czegóż tam nie ma! Szczególne emocje Jarka budziły okazy triasowych skamieniałości, znajdowane w pobliskim Mokrem, a to z tego powodu, że Agnieszka usilnie nalegała abyśmy udali się tam na nocny spacer, co Jarkowi było bardzo nie w smak. Z odrobinę mniejszym spokojem i zupełnie nieprofesjonalnie zapoznaliśmy się także z Jerzykową kolekcją nalewek, zarówno ukończonych, jak i tych w trakcie produkcji. Ostatnią kolekcją, którą podziwialiśmy, był Jerzykowy księgozbiór – ponownie chciałoby się zakrzyknąć – czegóż tam nie ma! W trakcie rozmowy w ruch poszły książki o szeroko pojętej tematyce astronomicznej (a tym Atlas Układu Słonecznego NASA... oraz inne tytuły tłumaczone przez pana Pilskiego :D ), których przybywało w miarę wymieniania przez nas kolejnych wartych polecenia książek. Okazało się, że na większość pytań typu „a czytałeś...?”, Jerzyk reagował podchodząc do biblioteczki i wyciągając właśnie wymieniony tytuł. Wkrótce pomiędzy nami pojawiły się także powieści i opowiadania sci-fi, oraz prawdziwy biały kruk – wydawane ładnych parę lat temu numery magazynu UFO. Na pytanie Agnieszki, dlaczego nie prenumeruje jakiegoś normalnego czasopisma w stylu „Świata Nauki”, Jerzyk odpowiedział z właściwą sobie celnością: „Bo tego [o czym piszą w „Świecie Nauki” – przyp. A.J.] mogę się dowiedzieć wszędzie, a tego o czym piszą tutaj – nie”. Trudno nie przyznać mu racji ;). Przy okazji przeglądania Atlasu Układu Słonecznego przypomnieliśmy sobie, że mieliśmy obserwować przez lunetę wschód Księżyca, aby raz na zawsze rozstrzygnąć istniejący od dłuższego czasu spór pomiędzy Jerzykiem i Agnieszką a Jarkiem, dotyczący natury zjawiska „większego Księżyca/Słońca” w momencie wschodzenia/zachodzenia. Sedno sporu jest bardzo niejasne, i z mojego punktu widzenia bezstronnego obserwatora, nieporozumienie wynikło raczej z niedokładnego sformułowania myśli i zwykłego niedogadania się (moim zdaniem obie strony sporu wygłaszają tą samą teorię, tylko innymi słowami). Grunt, że wschód Księżyca przegapiliśmy i musieliśmy się pocieszyć obserwacjami zniżającego się ku zachodowi Jowisza. Księżyc w drugą noc po pełni utrudniał trochę obserwacje mgławic, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – o czym za chwilę. Ponieważ nocny chłód (że użyję takiego eufemizmu) nie zachęcał do przedłużonego wystawania w bezruchu przy teleskopie, wkrótce wróciliśmy do domu, gdzie kontynuowaliśmy rozmowy przy muzyce Pink Floyd i nie tylko. I szczerze mówiąc do teraz nie wiem jak to się stało, że w pewnym momencie postanowiliśmy wyjść na spacer – około 3.30! Cel spaceru – ruiny zamku w Chudowie. Długość trasy liczona w jedną stronę – 3,75km (pomiar dokonany już następnego poranka przy użyciu zdjęć satelitarnych ;))). Jak przystało na obszary wiejskie, przyszło nam wędrować obsadzoną starymi lipami drogą prowadzącą pomiędzy polami kukurydzy, a następnie przez las i łąki. Chyba nie muszę dodawać, że droga była nieoświetlona? Teraz przeszkadzający przy prowadzeniu obserwacji Księżyc okazał się naszym sprzymierzeńcem. Oczywiście przejście taką ciemną drogą pomiędzy polami kukurydzy, kiedy jeszcze przed chwilą czytało się kątem oka relacje o Bliskich Spotkaniach Trzeciego Rodzaju (mocno okraszone opisami praktyk, jakim poddają Obcy napotkanych ludzi), a teraz trzeba dodatkowo wysłuchiwać co lepszych scen filmu „Znaki”, było nie lada wyzwaniem. Na szczęście wszyscy zdaliśmy ten pierwszy egzamin odwagi tej nocy. Czekała nas jeszcze jedna próba, kiedy minąwszy parę domów w Paniówkach, wyszliśmy na polną drogę wśród łąk, i stwierdziliśmy że zaczyna podnosić się mgła. Oczywiście to przywiodło nam na myśl film „Mgła”... Na szczęście nie zaatakowali nas ani Obcy, ani żadne zjawy, a jedyny ślimak, który ośmielił się zagrodzić nam drogę, został potraktowany przez Agnieszkę „z buta”. Choć aby być szczerym, trzeba przyznać, że atak ów był raczej kwestią przypadku, a wzmiankowany ślimak wyszedł z niego bez większych uszkodzeń ciała i został bezpiecznie odstawiony na trawę. Wkrótce z mgły wyłoniły się przed nami ruiny chudowskiego zamku, a cały klimat lekko psuł oświetlający je jupiter. Niezrażeni jednak tym sztucznym oświetleniem, przeczytaliśmy pobieżnie historię tej budowli, oraz – aby uczynić zadość niepisanej tradycji – przeszliśmy przez zbudowany nad dawną fosą drewniany mostek. Ponieważ zimno było niemożebnie, nie zwlekając udaliśmy się w drogę powrotną... i wtedy polała się krew! Oczywiście nie od razu... Mniej więcej w połowie drogi Agnieszka wpadła w przepiękny, klasyczny wręcz przypadek dziury w asfalcie i zdarła skórę na kolanie (ironia losu, że akurat tego dnia założyła spódniczkę...). Pozew sądowy w przygotowaniu ;))). Zastanawialiśmy się jedynie, jak to możliwe że owa dziura pojawiła się w drodze tak nagle, bo idąc w przeciwną stronę na pewno niczego takiego nie mijaliśmy... Dwie robocze hipotezy zakładają albo ingerencję Obcych (a więc jednak!), albo powstanie niewielkiego uskoku w asfalcie na skutek wstrząsów sejsmicznych. Zanim udało nam się dotrzeć do domu (około godziny 5.10), biedna Agnieszka była zakrwawiona prawie do kostek. Po oczyszczeniu i odkażeniu rany (zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym), całe towarzystwo poczuło się na tyle senne, że udaliśmy się na krótki odpoczynek. Rano szybkie śniadanie, niezbędna toaleta i... spacer na przystanek autobusowy. Rozstaliśmy się w dobrych nastrojach i z nadzieją spoglądając w przyszłość (zakończenie prawie tak dobre jak „i żyli długo i szczęśliwie” ;)))

            Wydaje mi się, że można się spodziewać krótkiej fotorelacji Jarka, chociaż uprzejmość nakazuje mi pominąć milczeniem jego nieumiejętność uruchomienia trybu nocnego, przez co przepadło parę prawdopodobnie pięknych, a na pewno klimatycznych zdjęć z naszego „spaceru”. Może przy innej okazji... Oby kolekcje Jerzyka się rozrastały, dostarczając nam wciąż nowych powodów do spotkań i tematów do dyskusji. Howgh!


[1] Zgrubny – ustalony „z grubsza” :D


Komentarz Jerzego Strzei

Glossa
Parę uwag do świetnej relacji Agnieszki ze spotkania które odbyło się pewnej sobotniej nocy.
1.
 Atlas Układu Słonecznego NASA został swego czasu skomentowany przez mojego kolegę pytaniem „Wybierasz się gdzieś”?
2.
 Synapsica jest środkiem zdrowotnym na dolegliwości żołądkowe ale zapewnia też sprawny umysł. Nazwa nalewki mojego pomysłu, skład niestety nie. Synaps - wiadomo są w mózgu. Psica - bo sapie się po zażyciu jak pies...
3.
 Jedna z moich kolekcji ma charakter pulsacyjny :-) Nalewki od czasu do czasu schodzą.
4. Życie jest za krótkie żeby pić byle co, byle jak, i z byle kim.
5. Opakowania nalewek to opakowania zastępcze.


Fotoreportaż Jarosława Bandurowskiego


 
Skarby: cześć oficjalna (na górze) i nieoficjalna, ale równie cenna (na dole)   Jajo obcego
 
Odczynniki, katalizatory, kwasy ...   Lampą błyskową po oczach podczas obserwacji astronomicznych (sam na to wpadłem :-)

J.Bandurowski / PSM / 15.09.2006r.

powrót do menu // do góry